Jachu w FujiKlubie zapytal mnie:„a tak wogóle to co to jest? – poprosze o szczegóły zrobienia zdjecia :)”
A wiec to bylo tak… Bylo cieple majowe popoludnie, zglodnialem, wiec wzialem swojego S5600 i ruszylem w podroz do Kaufenladu odleglego o jakies 15-20 minut drogi.
Zawsze biore ze soba aparat, bo nigdy nie wiem, czy nie zechce mi sie zboczyc z drogi. A i nigdy nie wiadomo, czy nie bede swiadkiem ladowania UFO. Wyobrazcie to sobie – byc swiadkiem ladowania UFO i nie moc zrobic zdjecia! To by dopiero byla tragedia! Na moje nieszczescie nie spotkalem zadnego kosmity. Niektorzy pewnie by stwierdzili, ze na moje szczescie, ale oni ogladaja ArchiwumX i inne Dni Niepodleglosci, wiec maja skrzywiony poglad. Kosmici sa cool, a najprawdziwsza prawda o nich jest w ksiazkach Lema czy opowiadaniach Zajdla. A, wlasnie, bo chyba Wam nie wspominalem, ze ja bardzo lubie fantastyke.
A wiec ide ja sobie do Superhipermarketu. Ide… i ide… i dalej ide (no co!? przeciez mowie, ze idzie sie tam te pietnascie minut!)… no i ide… Czasem sie zatrzymywalem, na przyklad na przejsciach dla pieszych, albo zeby sie rozgladnac, czy nie ma nic ciekawego do sfotografowania… A jak juz sie zatrzymywalem, to potem ruszalem dalej (taki mam charakter, ze jak sie zatrzymam, to dlugo w jednym miejscu nie wytrzymam)… Wiec jak juz ruszylem dalej, to szedlem… i szedlem… Minelo juz 15 minut? Bo nie wiem, czy pisac co bylo dalej, a zapomnialem spojrzec na zegarek… Ale chyba jeszcze nie, na razie pewnie doszedlem do tego duzego skrzyzowania, co to zlapalem na nim swoj pierwszy i jedyny dotad w zyciu mandat. Od tego czasu nie przechodze przez nie tak jak wszyscy, tylko skrecam na pasy. A wiec ide sobie dalej, az w koncu doszedlem do Kauflandu.
Mysle, ze nie bedzie Was interesowac, co tam kupilem, ale z kronikarskiego obowiazku wspomne, ze kupilem czteropaka piw, chleb i kostke sera. Oczywiscie za wszystko zaplacilem (to wazne, bo nie chcialbym, zebyscie uznali mnie za zlodzieja).
A jak wyszedlem z Kauflandu, to znow zaczalem isc… i… zrobilem kilkanascie krokow… hmmm… nie, to bylo chyba raczej kilkadziesiat. Sprawdze jeszcze, jak bede nastepnym razem w sklepie, chociaz to moze byc trudne, bo dorobilem sie juz roweru i wszedzie jezdze rowerem. Ale nic, poswiece sie dla Was. A wiec zrobilem te kilkanascie krokow i oczom moim ukazal sie widok, jaki widzicie na zdjeciu. No to otworzylem torbe i wyciagnalem aparat, ktory wlaczylem, a nastepnie unioslem tak, aby moc patrzec przez wizjer. Nastepnie troche ustawialem ogniskowa i zrobilem pstryk. A kiedy juz zrobilem pstryk, podszedlem do miejsca, ktore przed chwila sfotografowalem i krzyknalem:
– Paaanie! Zrobilem panu zdjecie! Mooooge? A w ogole to co pan tam takiego robisz!?
Czlowiek spojrzal na mnie z gory (niestety, choc mam swoje 180cm, to jednak on byl wyzej) i krzyknal:…
…A wlasnie! Przerwe na chwile, bo przypomnialem sobie, ze zapomnialem Wam powiedziec, ze w Kauflandzie kupilem jeszcze puszke z ananasami. To wazne, bo gdybym o tym nie wspomnial, moglibyscie powiedziec, ze ta historia jest nieprawdziwa.
No wiec ten gosc spojrzal na mnie z gory i krzyknal:
– Co robie!? Rakiete buduje! Hehehe!
No i stad wiem, ze to byla rakieta, a nie co innego, na przyklad naprawiany dach.