Jednym z dosyć często powtarzanych poglądów jakie słyszę jest, że „fotografia musi bronić się sama”. Poniekąd jest to prawda, ale z drugiej strony?… Mam wrażenie, że osoby, które nazbyt często powtarzają wyżej wspomniane twierdzenie zapominają, że fotografia nie musi być sztuką dla sztuki. Czasem fotografia ma jakiś cel, wychodzi wtedy poza ramy obrazku i staje się elementem opowiedzianej historii. Czasem wystarczy do tego tytuł, czasem potrzeba więcej słów. Czy to znaczy, że te ostatnie fotografie są gorsze?
Paradoksalnie odpowiedź na powyższe pytanie brzmi – tak, będą gorsze… Jeśli będziemy rozpatrywać zdjęcia w kategoriach czysto fotograficznych i technicznych. Zdjęcie, które samo w sobie opowiada historię, z pewnością będzie lepsze od takiego, którego pokazanie trzeba jeszcze uzupełnić o historię. Jednak nie oznacza to wcale, że to ostatnie będzie zdjęciem złym. O jego wartości zadecyduje także opowiedziana historia.
Przykładem takiego zdjęcia będzie poniższe:
Ot banalne zdjęcie pstryknięte przy piwie. Nie dość, że odrobinę nieostre, to pomimo nawet przyzwoitego kadru znalazły się w nim „przeszkadzajki” w postaci kufla piwa i ręki na pierwszym planie oraz bardzo wyraźnego tła. Nawet tytuł niewiele jest w stanie wyjaśnić – „Czarownica z podręcznikiem”. Taki sobie pstryk, który nadawałby się chyba tylko do prywatnego albumu.
A jednak wrzucam tą fotografię na swojego fotobloga. Dlaczego? Dlatego, że to historia dziewczyny, która wyjeżdża na dłuższy czas do Anglii, a książkę „Czytam i poznaję” dostała na pamiątkę… na wypadek, gdyby zapomniała języka ojczystego…
Ot, banalne zdjęcie… z równie banalną historią?