Oj, tym razem to będzie miszmasz do kwadratu. Trudno, żeby było inaczej, kiedy w jednym wpisie próbuje się zebrać plon blisko tygodniowego pleneru. Podczas jedenastego już pleneru FujiKlubu, tym razem w Sosnowcu, nawet pogoda robiła psikusy.

Niestety, po raz kolejny upewniłem się, że nie lubię zimy. Z jednego powodu – długości dnia. Jestem śpiochem, więc jako sukces mogę otrąbić, że udało mi się nie spóźniać na poranne punkty programu. Mimo to, jeśli podliczyć dojazdy i dojścia na miejsce, przerwy na jedzenie, odjąć to wszystko od kilku godzin dnia (w dodatku nie zawsze słonecznego), to zostaje naprawdę niewiele.

Mam ogromny niedosyt. Lubię kręcić się w miejscu, wczuwać się i polować na ten jeden, odpowiedni kadr. Zabrakło mi tego w Sosnowcu, bo i dzień krótki, i program napięty… i przede wszystkim wspaniałe towarzystwo, z którym chciało się spędzać czas. Nie udało mi się uchwycić fotografii, o którch mógłbym powiedzieć och! i ach! Zdjęć, które zrobiłem, nie mogę się wstydzić, ale zabrakło jakiegoś jednego – „cudnego”.

No cóż, nie zawsze ma się to szczęście.

 

Jeśli ktoś ciekawy, to wszystkie fotki z Sosnowca może obejrzeć na moim fotoblogu. Towarzyskie – tutaj.



Miszmasz sosnowieckiego pleneru z FujiKlubem

Dodaj komentarz