Dziś coś strzeliło mi do głowy i postanowiłem część trasy z Nysy do Brzegu pokonać rowerem. Jako że plecak musiałem mieć przynajmniej częściowo pusty, w drogę wyruszyłem tylko z jednym obiektywem. Oj, jakże przeklęty to był pomysł, o jakże przeklęty to był pomysł, o jakże! Oczywiście okazało się, że sporo kadrów mi umknęło z powodu braku teleobiektywu. Najbardziej żałuję bociana, bo nie dość, że nieudolnie próbowałem do niego podejść, to dopiero jak odleciał, zorientowałem się, że ubrałem się w sportową koszulkę do biegania… z dużymi, pomarańczowo-oczojebnymi elementami.

A poza tym? Poza tym lepiej szło mi podziwianie piękna przyrody niż fotografowanie. Wychodzi na to, że każdego rodzaju fotografii trzeba się uczyć i praktykować.

No i pomimo krótkiego, bo ledwie 18-kilometrowego dystansu, od siedzenia na rowerze rozbolał mnie tyłek. Jeżdżenia na rowerze też trzeba się uczyć i praktykować.

Ja chyba będę. Szczególnie, że powróciły wspomnienia z czasów młodości, kiedy jeździłem rowerem po okolicy Nysy i Głuchołaz i szkicowałem sobie tamtejsze kościoły.

 



Pierwszy w życiu wypad rowerowo-fotograficzny

Dodaj komentarz