Panika! Panika! Panika!
Już dawno tak się nie wystraszyłem jak dziś… a właściwie już wczoraj.
Wszystko zaczęło się od tego, że pojechałem na plener Akademii Sztuk Pięknych, do Luboradowa. Zabawa była przednia, nie ma co. Nauka także, żeby nie było. No i oczywiście nocne Polaków rozmowy z koleżankami i kolegami z roku oraz trzema profesorami.
Efekt? Wypstrykałem prawie cały film.
Po powrocie nadszedł czas wywoływania. I tu zaczęły się schody!
W skrócie: spartaczyłem niemal wszystko co mogłem zrobić wywołując film. Nie będę ukrywał, że wkurzony jestem, bo ostatecznie nie udało mi się uratować wszystkich zdjęć. Cierpię głównie z powodu dwóch kadrów, na których mi zależało. Jeden był dobry (przynajmniej tak mi się wydaje), a drugi w dodatku miał powędrować na wernisaż, który będę miał 7 kwietnia.
No cóż, przynajmniej to, co wyszło nie jest złe.