Do niedawna rozmiary aparatu nie przeszkadzały mi, więc chodziłem sobie z Kievem lub Pentaksem i całymi szklarniami do nich. Niestety drobne pęknięcie w kręgosłupie spowodowało, że zacząłem zastanawiać się nad tym, czy nie powinienem zmienić moich aparatów na coś małego. Dodatkowo moje rozmyślania wzmogły się we Wrocławiu podczas pleneru Grupy Trzymającej Aparaty, gdzie miałem okazję pobawić się najnowszymi Fujikami. Muszę przyznać, że te kilka kilogramów mniej w ręce i na plecach robi czasem ogromną różnicę.

Niestety, po plenerze nastąpił powrót do „szarej” rzeczywistości i rozważania na temat co lepsze X70, X100T czy GFX (z jednym obiektywem) muszę odłożyć do czasu kiedy uda mi się podleczyć i znaleźć jakąś pracę ;-)

Niemniej dzisiaj pożyczyłem od żony starą X10. Ma swoje niedomagania, nawet dosyć sporo w porównaniu do nowszych modeli, jednak okazuje się, że fotografując nawet tym „wiekowym” aparatem także można mieć frajdę.

Poczułem się trochę jak dzieciak, który dostał swój pierwszy w życiu aparat, musiałem szukać pierścienia ostrości i przesłony, co chwilę próbowałem naciągnąć film, gubiłem się w przyciskach (Kiev ma ich znacznie mniej) i po prostu bawiłem się.

Oczywiście wolałbym chyba bardziej X100 (nawet którąś ze starszych), ale coś czuję, że X10 będzie przeze mnie częściej „podbierana” żonie :-)

 



#wrocław

 

Suszarka w skarpetce
Tunel przystadionny
Wrocławski stadion


Dodaj komentarz